3 x Śnieżka miała być moim pierwszym poważnym wyzwaniem ponieważ był to mój debiut w biegu górskim.
Zbierałem się do niego, trenowałem (albo i nie) a im bliżej startu czułem, że wyszło jak zawsze….. czyli nie przygotowałem się tak jak trzeba, więc stresik i obawa czy dam radę, oczywiście były.
Ale po kolei – najpierw parę informacji porządkowych (i mam nadzieję wartych zapamiętania ciekawostek) dla tych, którzy może w przyszłości też zechcą wystartować.
Śnieżka okazuje się być biegiem kultowym, mającym wielu zwolenników co oznacza, że zapisy trwają krótko i trzeba ich mocno pilnować. Szczęśliwie udało mi się nie zaspać i zapisać.
Do wyboru są 3 dystanse – 1x dla początkujących (17 km, długi limit czasu 10 godzin), 2x (36 km, 7 godzin) i dla prawdziwych ultrasów 3x (55 km, 10 godzin).
Ja jako poczatkujący biegacz wybrałem najkrótszy dystans i pełen optymizmu pojechałem do Karpacza z całą rodziną. Takie połączenie biegu z małą rodzinną wycieczką. Ahoj przygodo!
W czwartek zrobiłem sobie mały trening około 5 km żeby się trochę zaaklimatyzować, było nad wyraz dobrze i zacząłem wierzyć, że uda mi się w dobrym czasie ukończyć bieg. Nie wiedziałem jeszcze wtedy co mnie tak naprawdę czeka. Ale po kolei:
W piątek dołączył do mnie kolega z klubu Janusz Lisek jeden z naszych hartów, prawdziwy wojownik on już wszystko w głowie miał po układane. (nie to co ja)
Nadszedł dzień startu: szybkie śniadanie kawa i idę! Do startu miałem około 2 km, po drodze spotkałem Tomka Pasik to jest dopiero harpagan! kilka cennych rad, miła rozmowa, poklepanie po plecach i robi się co raz pozytywniej, przed metą spotykam jeszcze Janusza szybka fota i rozgrzewka.
Godzina 9 start !!
Wszyscy wystartowali na spokojnie.
Pierwszy km zleciał bardzo szybko poniżej 6 min, niektórzy już zaczęli maszerować.
2 km - ludzie, którzy maszerują zaczynają mnie wyprzedzać więc też postanowiłem maszerować.
3 km - zaczęło się! Nie tak to sobie wyobrażałem: kamienie, bardzo stromo, momentami schody o wysokich stopniach, ale idę dalej bo biec nie dam rady. Nie wyobrażam sobie nawet aby było to możliwe.
4 km - coraz gorzej, stromo i kamienie, gorąco okropnie. Pot zalewa oczy a to nawet nie połowa drogi na szczyt.
5 km - i jest kryzys! stoję oparty o drzewo, ludzie za mną stoją, przede mną stoją, ktoś krzyczy „dalej damy radę” ( w głowię mam tylko zamknij się: ja już mam dojść). Patrzę na zegarek 5 km pokonany w 30 min i myśl „mój Boże, ja tam nigdy nie dotrę”.
6 km - cały czas bardzo stromo widoki trochę pomagają zapomnieć o zmęczeniu.
7 km - schody, ogromne schody, szukanie cienia, woda się kończy w bukłaku. Jednym słowem DRAMAT!!!
8 km - delikatny zbieg i lecę, i krzyczę, z lewej wyprzedzam chyba z 10 osób! Myślę jest super! teraz już będzie tylko lepiej…. ale znowu ściana pionowa przede mną.
9 km - już prawie jestem na szczycie, krok za krokiem niesie mnie pozytywna myśl, że na zbiegu sobie to wszystko odbijesz. Wreszcie docieram na szczyt! gdzie woda?? - na dole, 5 min marszu.
10 km - docieram do wodopoju, napełniam soft flaszkę, parę kęsów arbuza, łyk coli i teraz zamierzam pokazać wszystkim na co mnie stać! Zaczynam truchtać w dół, ale nie jest tak kolorowo. Stopy wykręcają się na kamieniach, tu nie da się szybko biec.
11 km - lekki szuterek, tu trochę biegnę ale tylko chwilę i znowu kamienie. Truchtam kolano raz w lewo, raz w prawo i już wiem, że to koniec zbiegania, zostaje tylko szybki marsz. Tak już przez następne 17 km.
18 km - już widać metę, przybiegam z czasem 4:10:28, dostaję upragniony medal!
Pierwszy raz w życiu mówię sobie nigdy więcej już tu nie pobiegnę! nic mnie tak nie przemieliło jak ten bieg.
Wieczorem patrzę na wyniki: jestem na 252 miejscu/ na 319 startujących. 45 osób nie ukończyło biegu.
Kolega Janusz Lisek 145 miejsce z czasem 2:19:39. Brawo chłopie!
Podsumowując, bieg jak dla mnie bardzo trudny i wymagający, jednak organizacyjnie super, widoki zapierające dech w piersiach, klimat jak nigdzie indziej. Polecam wszystkim! Warto odwiedzić Karpacz i sprawdzić się w 3 x Śnieżka = 1 x Mont Blanc
Janusz:
Do tak fajnie napisanej relacji Huberta nie ma prawie co dodać, bo jak ja wam opiszę to ile potu i wysiłku kosztowało mnie przygotowanie do tego biegu, las i górki na Przyłeku śnią mi się jeszcze cały czas. Ale nie to teraz jest najważniejsze tylko to że udało mi się skończyć ten bieg w czasie lepszym niż planowalem. Do Karpacza jechałem z jednej strony bojowo nastawiony ale z drugiej byłem pełen obaw? Tak naprawdę był to mój pierwszy bieg górski no i nie wiedziałem jak to będzie? Czułem że będzie ciężko ale nie spodziewałem się że aż tak ciężko. W piątek jadąc do Karpacza w ramach aklimatyzacji zaliczyłem górski spacer z rodziną zwiedzając zamek Chojnik w Jeleniej Górze. Resztę dnia spędziłem na regeneracji. W sobotę z samego rana po przebudzeniu w ramach rozruchu udałem się po bułeczki do biedronki a po śniadaniu zaczął się mały stresik bo do ostatniej minuty nie mogłem się zdecydować w jakich butach biec? W takich na asfalt w których zaliczyłem maraton i nie jeden Polmaraton czy w crossowych? Wybór padł na te pierwsze ale drugi raz ubralbym crosowe. Buty w których bieglem dały radę przy zdobywaniu szczytu ale podczas zbiegania było już gorzej, momentami było czuć mocno wystające kamienie, moje stopy czują to do teraz. Przed startem kolega Pasik udzielił kilka wskazówek ale nie do końca się zastosowałem i to był błąd. Później fota z Hubim, piątka no i START teraz już wiem że zacząłem za mocno co niestety poczułem juz na 3 km, ale prawdziwy dzwon i hamulec ręczny zaliczyłem tak samo jak Hubert na 5 km, który zajął mi 16 min. Góry dały mi lekcję pokory. Tętno powyżej 190, gwiazdki przed oczami a w głowie powtarzające się pytanie "CO JA TU W OGÓLE ROBIĘ I PO CO MI TO BYŁO?" Wtedy usłyszałem od innych biegaczy kilka słów wsparcia, dasz radę, nie poddawaj się a także czy wszystko jest ok. Zebrałem się w sobie i ruszyłem dalej, resztę trasy do góry zaliczyłem już bez żadnych postojów, im wyżej to robiło się chłodniej a widoki które można bylo oglądać kątem oka pozwalały zapomnieć o walce z tą górą. Gdy wbieglem na sam szczyt pomyślałem sobie że teraz może być już tylko lepiej i łatwiej. Niestety tak nie było. Zbieg okazał się bardzo trudny i wymagający, cały czas trzeba było być skupionym i patrzeć gdzie się stawia nogi. Momentami było dość ekstremalnie i nie dało się zbiegać. Chwila nie uwagi i można bylo zaliczyć wywrotke lub tak jak Hubi źle stanąć i po zawodach. Na 16 km czułem że będzie dobrze i pomyślałem że może warto trochę przyspieszyć, no i też tak zrobiłem. Na ostatnim zakręcie jakieś 300 metrów przed metą stała moja rodzinka, no i oczywiście mój młody jak to na harta przystało wystrzelił za mną jak z procy, dogonił mnie i razem wbieglismy na metę. To było coś niesamowitego. W sobotę po biegu bolały mnie łydki i pośladki ale na drugi dzień bolały mnie już całe nogi. Teraz trzeba udać się do masażysty.
Podsumowując ten bardzo ciężki i wymagajacy bieg to jestem bardzo zadowolony ponieważ udało mi się zrealizować założony cel czyli pobiec grubo poniżej 2:30, na drugi raz ubralbym buty crosowe, zaczął trochę wolniej, no i chyba zabralbym ze sobą kijki bo były momenty w których bardzo by się przydały.
Udział w tych zawodach to była też zajebista przygoda i wyzwanie które udało nam się z Hubertem zrealizować. Fajnie jak moglibyśmy kiedyś pobiec na Śnieżkę całym naszym teamem mówię wam że naprawdę warto.
Góry nie są takie straszne ale trzeba mieć do nich respekt.
Po skończonym biegu pierwsze moje słowa brzmiały że nigdy więcej już mnie tu nie zobaczą ale dwa dni po biegu tak sobie myślę czy za rok nie spróbować zdobyć Śnieżki dwa razy lub wystartować w biegu rodzinnym z młodym?
Tylko Kasi jeszcze nic nie mówiłem
Ale jestem tego pewien że jeśli zdrowie i szczęście w losowaniu na to pozwolą to wrócę tam na procent.
Gratulujemy ukonczenia 3xSniezka=1xMontBlanc. Twoj czas brutto: 02:19:50, netto: 02:19:39, miejsce: 50, dystans: Mini.
Wyniki poniżej
http://3razysniezka.pl/wp-content/uploads/2019/06/mini-1.pdf