Nadeszło ukoronowanie wiosny – start docelowy dla Nas, jedni na dystansie 55 km, drudzy 35 km. Przedtem jednak włożyliśmy w przygotowania dużo pracy. Wybieganych wspólnie zliczając, kilka tysięcy kilometrów, sporo pracy nad biegowym core, siłą w plenerze i na sali.
Sukces nie bierze się znikąd, oczywiście w ujęciu typowo i wyłącznie amatorskim.
Zapisując się 4 miesiące temu na bieg, żartowaliśmy i przekomarzaliśmy się jak to pobiec, ustaliliśmy jednak wspólny cel złamać 4h 30 minut i być w czołówce i pod to trenowaliśmy.
Pozostali członkowie ekipy Team Beretu również mieli swoje marzeniacele. Poprawić poprzedni wynik, ukończyć w zdrowiu, zadebiutować i cieszyć się bieganiem.
Poranek 23.04.2022 spędziliśmy w doskonałych nastrojach, dużo żartując, dodając sobie animuszu przed startem.
Wspólna rozgrzewka, fota teamowa w Grodzisku startujących na 55 km (dystans 35km startował z Rakoniewic), konstatacja pogody, ojojanie jak będzie gorąco i bum wystartowaliśmy z pięknego parku przy stawie.
Trzech zawodników od razu wystartowało bardzo mocno, my też, a co va bank, zaraz za nimi tworząc czoło pościgowe. Pierwsze mocne kilometry nie stanowiły problemu po asfalcie dopóki nie wbiegliśmy na szuter po ok. 2,3 kilometrach, gdzie jednak nadal utrzymywaliśmy mocne tempo w okolicach 4.35, 4.40. Przyroda była naprawdę świetna w tym słońcu, jednak po 10km, zorientowaliśmy się że jest za mocno więc weszliśmy na tempo przelotowe 4.45, 4.50,każdy jednak wie, że w lesie GPS wariuje więc różnie to wychodziło.
Nie rozmawialiśmy dużo, ot wymiana uwag, branie żeli, popijanie i zagrzewanie do walki aby utrzymywać dystans do widocznej z przodu dwójki (pierwszy zawodnik był poza zasięgiem i szybko zniknął z oczu – klasa zawodnicza). No i tak grilowaliśmy zawodników z przodu. Lecz u Nas też zaczęło się grillowanie, o czym mieliśmy się przekonać, jedni wcześniej drudzy później.
Połówka do punktu w Rakoniewicach wyszła sporo powyżej założeń, przez co ucierpiał Piotrek, z punktu wybiegł z Nami, jednakże podbieg pod przejazd kolejowy od razu spowodował kilka metrów straty, jeszcze zdążył nam powiedzieć kurcze biegnę poniżej 5.0 a i tak zostaję….hmmm. Na tym etapie biegliśmy już we trójkę i kolega z Opalenicy Dominik, który po kolejnych 3 kmach też zaczął odstawać. Widzieliśmy za to cały czas zawodników przed nami i zaczęliśmy się zbliżać mocno do jednego, nieuchronnie go wyprzedzając. Nadal wyglądaliśmy biegowo dobrze, na ok. 32kmie wbiegliśmy na singiel, potem zaraz piaskowy podbieg i duża kolejna piaskowa górka, do podejścia, nie biegu. Tam coś pękło w naszej trójce, nagle, jak to bywa na długich dystansach, odtąd każdy już praktycznie podążał sam do mety. Na 38 kmie na punkcie w Głodnie zrównałem się praktycznie z drugim zawodnikiem open, napiłem się trochę wody i ciut coli widząc kątem oka, że przeciwnik w ogóle z punktu nie korzysta tylko biegnie, ruszyłem więc za nim, jak się okazało później to był błąd (trzeba było jeszcze dolać wody do flaska). Dość szybko go wyprzedziłem i zacząłem robić przewagę. Na tym etapie nie wiedziałem co się za mną dzieje, na mecie okazało się że mocno też gonili mnie a jakże Iwona, która odżyła, choć jak mówiła przez pierwsze 21 km to nie jej dzień i nogi ciężkie…… oraz inny zawodnik z Night Runners, który na mecie powiedział mi ,iż cały czas starał się trzymać nasze plecy i Nas ugrilował he heh. Maraton odhaczyłem na pełnej kontroli w ok. 3.23. Na ok. 45 kmie do pokonania była największa góra, dosłownie góra, nie wysoka, ale bardzo stroma na tym dystansie. Wiadomo podszedłem po nią i tu zostałem nieco złamany, po ok. kilometrze wciągłem jeszcze żel ale woda się skończyła i zacząłem cierpieć, bo mocno się odwodniłem. Ostatnie kmy to bieg głową i cóż… kilka razy gallowey i oglądanie się za siebie, takie jest ultra. Cóż z tego, że była piękna przyroda, wspaniałe słońce, jak myślałem żeby się z jeziora napić he heh. Na ok. 2,5 km do mety doszedł mnie zawodnik, spadłem na trzecie miejsce, chciałem usiąść na plecy lecz po 100 metrach skórcz i koniec kozaczenia, więc z umiarkowaną godnością dobiegłem do mety. Ok. minuty za mną do mety dotarła druga bohaterka naszego biegu Iwona, 4 open i nie miała dnia, wiecie? Po ok. 10 minutach z szokiem zobaczyłem Piotrka na mecie, niestety zgubił się na trasie po 30kmie i zrobił skrót więc zaliczył DNF. Cóż w tym miejscu rzec? Ci co z Nami biegają żart zrozumieją – wyszło szydło z worka a raczej treningów wspólnych co nie? Natury nie oszukasz. Po około 20 minutach, rzutem na taśmę w zasadzie, z gardła przeciwnikom, pudło w kategorii wyszarpał Kamil.
Reszta zawodników naszego teamu również zrealizowała co założyła dobrze się przy tym bawiąc. Pudło w kategorii na dystansie 35 km zdobyła również Ewa – gratulacje.
Myślę, że wszyscy możemy być szcześliwi z wyników, z ukończenia zawodów w zdrowiu, z przygody, bo ultra to przygoda, prawda?
Na koniec podziękowania dla organizatorów za fajny bieg w naszych okolicach a przede wszystkim dla wspaniałych kibiców, wiecie!