Grudzień to tradycyjnie czas planowania przez członków naszego Teamu startów na pierwszą część sezonu. W głowach plany, marzenia, postanowienia.
Potem przychodzi czas treningu, wątpliwości, wzlotów, słońca zimą i sporej ilości parszywej pogody, że psa szkoda wyprowadzać ale Siebie trzeba . Na nowy rok zaplanowaliśmy większą grupą naszego Teamu ponownie pojawić się na kultowej, dawniej zwaną Maniacką, dziesiątce. Niewątpliwe zalety biegu to jedna z najszybszych tras w Polsce na atestowane 10 kilometrów, doskonali biegacze na każdym poziomie zaawansowania, plus polska elita biegaczy i biegaczek zawodowych gdzie rzadko amator ma okazję zbić z nimi piątkę. Dość powiedzieć, wyprzedzając fakty, iż w tym roku granicę 40 minut złamało 575 zawodników i zawodniczek. W przeddzień biegu uzgodniliśmy, iż pakiety odbierze nam niezawodny Seba a reszta ekipy z tym razem wyjątkowo szoferem Tomkiem vel kopytko (wyeliminowanym z biegu przez grypę) wesołym busem dojedzie na zawody. Tomek Ostaj (swoją drogą musi dostać jakąś ksywkę) znany z zamiłowania kawiarz lubiący mocną czarną ale i białą też był już na miejscu. Acha uzgodniliśmy jeszcze przed biegiem, że jakby co, to czego się niedobiegnie to się dowygląda . Na szczęście nie było trzeba, bo zdjęcia z biegów nie pokazują biegaczy szczególnie pięknie wyglądających jak modelki na wybiegu. Raczej jest to w większości obraz zaciętości, walki, udręczenia, umęczenia, grymasów itd. itd. nie przechodząc do słów bardziej dosadnych jak zezłomowanie czy upodlenie. Kto jednak nie biega nie wie jakie to fajne po przekroczeniu mety . Dziarsko pykliśmy sobie ze trzy kmy rozgrzeweczki i grzecznie ustawiliśmy się w swoich strefach. A w nich wielu znajomych biegaczy w większości z jednym celem, pobić PB lub dobrze rozpocząć sezon startowy na asfalcie. Co można powiedzieć o samym biegu, no z górki w lewo, w prawo z górki, na most z górki, w prawo, w prawo i wiadomo że z górki, znowu most w lewo z górki, brudna agrafka ale z górki, skręt na Maltę znowu z górki, przez mostek i finisz wiadomo z górki i w dodatku z wiatrem w plecy. No podobała się trasa, rzeczywiście mogła się podobać, taka, że można żwawo pobiegać w tym Poznaniu, zgłaszam w ogóle aby na tej pętli maraton zrobić, biegacze będą zadowoleni. A oto nasze wyniki:
1. Tomasz Ziemek - 37:26
2. Kamil Sieroń - 37:39
3. Tomasz Ostajewski - 37:49
4. Piotr Kurzyński - 38:16
5. Sebastian Grobelny - 43:00
6. Magdalena Końka - 46:52
7. Jarek Dokowicz - 52:05
Zadowoleni? Pewnie, nie bolało w ogóle, niektórzy mówili nawet, że za gorąco na ostatnich dwóch kilometrach. To był dobry dla Nas dzień. Sezon asfaltowy uznajemy za otwarty, przed Nami nowe wyzwania na wszystkich dystansach. Z biegowym pozdrowieniem TEAM BEROTU