32. Bieg Zbąskich

Za nami 32. edycja Biegu Zbąskich. Po ubiegłotygodniowej Chyżej 10, na której posypały się życiówki, apetyty na bicie kolejnych rekordów mieliśmy spore.

Niestety tym razem się nie udało. Nie udało się nawet zbliżyć do wyników z zeszłego roku. Kompletnym fiaskiem zakończył się także debiut naszych biegaczy jako pacemakerów. Magda, Tomasz oraz Jarek zostali rzuceni na głęboką wodę, jaką jest prowadzenie ludzi na wyznaczony czas. Nie udało im się wywiązać z powierzonego zadania. Pozostali również się nie popisali. Pierwszy z "naszych" na mecie był Kamil, chociaż wynik 1:32 zdecydowanie nie rzuca na kolana. Bieg w zakładanym tempie zakończył się już na 14. kilometrze. Póżniej zabrakło motywacji do dalszej walki. Zawiedzony swoim wynikiem jest tez Piotr, który pobiegł swój najwolniejszy półmaraton od kilku lat. Kiedy masz życiówkę na poziomie 1:25, wynik o 9 minut gorszy nie może cię zadowalać. Podobnie nasz najszybszy zawodnik Adrian. Po znakomitym początku sezonu i przerwie w okresie letnim, teraz zaliczył słaby start. Wynik 1:42, to zdecydowanie nie jest szczyt możliwości tego biegacza. O Tomku Z i jego startach traktowanych "treningowo" można by już napisać książkę. Pojawiały się w otoczeniu biegaczy głosy, że po sukcesie na "Chyżej 10" i złamaniu w końcu 40 minut na 10 km, Tomek straci motywację, ale szczerze mówiąc, liczyłem, że jednak mimo wszystko tak się nie stanie i będzie chciał bić kolejne rekordy. Niestety Tomek znowu odpuścił, dobiegł z czasem 1:43. Czy wynika to z braku wiary we własne możliwości, słabej głowy czy jeszcze jakiegoś innego czynnika? Nie wiadomo. Oby kolejne starty Tomek potraktował na serio, bo potencjał jest. Kolejny nasz zawodnik, który swój występ opisuje słowem "porażka" jest Janusz. Czas 1:51, nie jest wynikiem, z którego Janusz może być szczęśliwy. Apetyt był zdecydowanie na lepszy rezultat. 1:54 Łukasza także poniżej oczekiwań, aczkolwiek w przypadku tego zawodnika trudno liczyć na fajerwerki, wszystkio wskazuje na to, że to początek końca kariery biegowej Łukasza. Ostatnim z "naszych" był Lopez, który doczłapał się na metę ledwo łamiąc dwie godziny, wynik bardzo daleko od rekordu życiowego. Oczywiście można tłumaczyć słabszy start naszego Teamu, niesprzyjającą pogodą, bądź też zmęczeniem po mocnym biegu tydzień temu. Jednakże koledzy z zaprzyjaźnionych ekip pokazali, że można było pobiec ten półmaraton zdecydowanie lepiej. Tutaj wielkie słowa uznania przede wszystkim do OKB - chłopaki zrobiliście wielką robotę. A jeśli chodzi o Pasję Sportu, to na pewno nie kończymy jeszcze sezonu. Jak to mawiają - "po burzy musi wyjść słońce", więc pełni nadzieji trenujemy do kolejnych startów.

 

Link do wyników